czwartek, 10 października 2013

ODNAJDŹ W SOBIE MILIONERA

Nie pracuj dla pieniędzy, inwestuj, niech pieniądze pracują dla ciebie – powtarzają jak mantrę gracze „Cashflow 101” . Programują swój sukces
Sukces wymaga determinacji, również do porannego wstawania – przekonuje siadających przy stołach ludzi Beata Suchodolska. Jest środa, godzina 7.30 rano. Spotykają się od dwóch lat w warszawskiej pizzerii, której właściciel, także zapalony gracz, użycza im rano przed otwarciem lokalu. To Klub 7.30, jeden z kilkudziesięciu skupiających fanów gry, która na pierwszy rzut oka wydaje się zwykłą planszówką jak „Monopoly”, ale – jak przekonują mnie gracze – jest „symulacją prawdziwego życia” i nauczy mnie, jak w realu odnieść sukces finansowy. Siedzący obok mnie Grzesiek Hoffman, 27‑letni doradca finansowy, przyznaje, że z częścią porad spotkał się w wielu poradnikach. – Jednak umiejętności jazdy na nartach nie wyrabia czytanie o jeździe, tylko sama jazda. „Cashflow 101” to gra w inwestowanie. Im więcej grasz, tym lepiej inwestujesz, z czasem naprawdę. Na stołach leżą plansze, kostki, kartki, na których będziemy notować swoje postępy. Losujemy karty – można być lekarzem, stróżem, inżynierem. Inżynier zarabia więcej niż stróż, lecz ma więcej wydatków, na przykład raty za kosztowne studia. Pionki mają kształt szczurów. To zdaniem graczy my – w prawdziwym życiu. Robimy karierę, ale pracujemy nie dla siebie, tylko dla właściciela firmy. Dobrze zarabiamy, lecz nie możemy przestać pracować.
– Bycie bogatym nie oznacza, że ktoś dużo zarabia. Mam wielu takich klientów, którzy uważają się za bogaczy – Grzesiek robi im wtedy analizę jak na karcie gracza „Cashflow 101” – przychody, wydatki. Co z tego, że jego pensja wynosi 20 tysięcy, skoro wydaje 19 800, bo mieszkanie, odsetki od kart kredytowych. Zostaje mu 200 złotych. Jest biedakiem. – Ludzie nie myślą perspektywicznie, konsumują, nie inwestują. Na starość obudzą się z masą nieużytecznych przedmiotów i bez oszczędności. Takie myślenie twórca gry Amerykanin Robert Kiyosaki opisał w jednym ze swych bestsellerowych poradników „Bogaty ojciec, biedny ojciec”. Biologiczny ojciec zalecał mu ciężką pracę etatową za pieniądze. Ojciec kolegi uświadomił mu, że pieniądze mają pracować na niego. Trzeba oszczędzać, a nadwyżki inwestować, żeby przynosiły zyski.

Zaprogramuj się na bogactwo 
Podstawa to cashflow (przepływ pieniądza). Nie liczy się, ile dostajesz, ale to, co zrobisz z tym, co ci zostaje. W grze dostajemy od banku wypłatę pomniejszoną o kredyty. Trzeba inwestować, korzystając z możliwości pojawiających się w trakcie gry. Losujemy karty „małych i dużych transakcji”. Możemy kupować akcje, gdy mają niską cenę, i czekać na okazję, by je sprzedać po wyższej, a dodatkową gotówkę inwestować w nieruchomości, które zaczną nam przynosić zyski, na przykład z ich wynajmu. Ten, komu się uda osiągnąć przychody z inwestycji (zwanej przychodem pasywnym) większe od własnych kosztów, może przestać pracować – wyrwał się z wyścigu szczurów i może robić wielkie interesy na tak zwanym szybkim torze gry.
Beata każdemu nowemu opowiada o eksperymencie z filmu „Sekret”, w którym sportowców podłączonych do urządzeń biofeedback pobudzano, symulując ich bieg. – Mózg nie rozróżnia, czy biegnie naprawdę, czy to tylko symulacja. Tak samo jest z „Cashflow 101”. Choć w grze obracamy fałszywymi pieniędzmi, mózg odbiera je jak prawdziwe transakcje. Przypływ pozytywnych emocji, który odczuwamy, gdy zarobimy pierwszy milion i wyrwiemy się z wyścigu, stymuluje nas do działań w prawdziwym życiu. Uczymy się kalkulować, podejmować ryzyko. Z czasem zyskujemy „inteligencję- finansową”, która pozwoli nam dostrzegać okazje.
32‑letnia Beata gra od trzech lat. Kiedyś pracowała jako agent ubezpieczeniowy, dziś zajmuje się marketingiem bezpośrednim. Buduje sieć użytkowników i dystrybutorów suplementów diety i kosmetyków firmy Vision. Pracuje, ile chce i kiedy chce. Rok temu starą kamienicą na warszawskim Okęciu, w której od pięciu lat miała mieszkanie, zainteresowała się włoska firma. Włosi chcieli kupić „tylko” pas ziemi przylegający do budynku, wybudować na sąsiedniej posesji nowoczesny biurowiec, który dzięki zakupowi pasa „przykleiliby” do starej kamienicy. A to ze względu na stan techniczny budynku mogłoby skończyć się jego zawaleniem. – Jak chcecie budować, to wykupcie nasze mieszkania i wyburzcie cały budynek – zaproponowała. O dziwo, Włosi się zgodzili. Jednak kiedy większość sąsiadów sprzedała mieszkania po cenie rynkowej, Beata podała wyższą. – Ja liczyłam to, co naprawdę sprzedaję, czyli cenę gruntu. Po dziewięciu miesiącach negocjacji firma zapłaciła jej 54 procent więcej niż sąsiadom.

Dobre wzorce dla dzieci 
– Gra jest jak wizyta u psychologa. Mamy pewne podświadome wzorce zachowań wpojone nam przez rodziców, które nie zawsze są opłacalne, na przykład trzymamy pieniądze na kiepsko oprocentowanej lokacie, zamiast inwestować. Gdy je sobie uświadomimy, możemy zacząć je zmieniać – mówi Artur Król. On i jego żona Agnieszka w klubie są po raz czwarty. Kupili już własny egzemplarz gry i zapraszają na niedzielne granie ze swoimi dorastającymi córkami. – Mamy po trzydzieści parę lat. Niczego się jeszcze nie dorobiliśmy, mieszkamy w wynajętym mieszkaniu. Nasi rodzice nie nauczyli nas praw rynku, ale my chcemy je wpoić naszym dzieciom. 6‑letnią Martę gra jeszcze nudzi, ale 12‑letnia Karolina radzi sobie świetnie. – Kupię teraz akcje, bo są po dolarze, sprzedam, kiedy będą po 20 – z zyskiem. Karolina wie też, że zyska na kupnie czterech domków szeregowych, ponieważ zarobi na różnicy z dochodu wynajmu i spłaty kredytu hipotecznego. Mówi, że warto inwestować, bo potem można spełniać marzenia. Marzenia wybieramy na początku gry. To mogą być bajeczne wakacje w tropikach, ale i budowa centrum walki z rakiem nazwanego naszym imieniem. Jednakże spełnić je możemy dopiero po wyjściu z wyścigu szczurów na szybki tor. Komu się uda, wygrywa grę.
– W życiu rzadko coś planujemy długofalowo, a to nie stymuluje do inwestowania. Maciek, starszy konsultant w koncernie telekomunikacyjnym, choć zarabia dobrze od kilku lat, nie inwestował, bo nie miał celu. Teraz prócz budowy domu marzy, by pomieszkać z rodziną parę lat w Kapsztadzie. Zakupiona ziemia rolna i parę nieruchomości zaczynają przynosić mu stały dochód. Żałuje, że nie zagrał w „Cashflow 101” wcześniej. Grzesiek przestrzega przez zbyt nabożnym podchodzeniem do gry: – Gra nie sprawi, że staniemy się milionerami w ciągu miesiąca. To nie kupon totolotka. Ledwo wiążący koniec z końcem ojciec czworga dzieci choćby nie wiem ile grał, nie oszczędzi tyle, żeby kupić sobie nieruchomość. – „Cashflow 101” może pomóc rozsądnie inwestować nadwyżki tym, którzy je mają.
Większość graczy nie zostanie milionerami i będzie musiała wciąż pracować, ale jeśli z małych „inwestycji” wygospodaruje sobie choćby jakieś fajne wakacje, to warto wstać w kolejną środę na grę o 7.30.